Marta:
Od zawsze byłam sceptycznie nastawiona do portali randkowych. Byłam przekonana, że prawdziwą miłość można spotkać tylko w realnym świecie. Oczywiście najlepiej żeby to była romantyczna opowieść niczym z bajki. Tak, byłam marzycielką. Czekałam na swojego księcia, który przyjedzie do mnie na białym koniu, z bukietem róż itp… Niestety czekałam, czekałam i nie chciał przyjechać…
Moje koleżanki były mniej konserwatywne i miały swoje 5 minut w wirtualnym randkowaniu. Jedna z nich nawet poznała na jednym portalu swojego obecnego męża. Dziewczyny przekonywały mnie, że to nie prawda, że w necie można spotkać jedynie desperatów, erotomanów albo psychopatów… Długo byłam na ich namowy niewzruszona ale z racji tego, że księcia z bajki jak nie było tak nie było, to w końcu postanowiłam spróbować. Ciekawość wygrała ze sceptycyzmem. Zarejestrowałam się na popularnym portalu i czekałam na obrót sytuacji. Niestety w moim przypadku los nie był tak łaskawy jak w przypadku moich koleżanek. Niestety sprawdziły się wszystkie moje najgorsze obawy. Pisali do mnie głównie albo analfabeci albo zboczeńcy. Mimo, że w profilu wyraźnie podkreślałam, że nie szukam szybkiego seksu to większość wiadomości miało podtekst erotyczny: albo pytania o rozmiar mojego biustu albo o to co lubię w łóżku… Masakra! Szybko uciekłam z tego miejsca i postanowiłam – nigdy więcej!
Minęły dwa kolejne lata a wyśniony książę niestety się nie zjawił. Co prawda poznałam jednego mężczyznę, z którym wiązałam spore nadzieje ale nasza gorąca początkowo znajomość szybko się wypaliła. Nasz związek trwał jedynie 5 miesięcy. W dalszym ciągu byłam zatem singielką.
Moje życie uległo zmianie gdy w pewien sobotni wieczór siedziałam samotnie przed komputerem. Standardowo słuchałam muzyki i siedziałam na fejsie. Wyświetliła mi się reklama Heyway. Zaskoczył mnie fakt, że ktoś reklamuje aplikację TOWARZYSKĄ a nie stricte randkową. Zaintrygowało mnie to na tyle, że zapomniałam o złych doświadczeniach i o ogólnym negatywnym nastawieniu. Nie wiem jak to się stało ale tego samego wieczoru ściągnęłam Heyway. Może to było zapisane w gwiazdach przeznaczenie a może jednak kobieca intuicja? 😊
Kamil:
Mówiąc szczerze: gdy zaczynałem przygodę z Heyway zupełnie nie myślałem o związku. Nie szukałem ani miłości ani seksu. Moją motywacją była głównie ciekawość. Jedno miejsce w którym można się umówić zarówno na piwo jak i na rower wydawało mi się fajną perspektywą.
Po kilku dniach trafiłem na ogłoszenie Marty. Pierwsza myśl? „Hmm widać, że normalna, naturalna, sympatyczna dziewczyna. Jakby tego było mało – Ona też lubi wypady rowerowe za miasto 😊 Skoro coś nas łączy to może warto do niej napisać i zaproponować wspólną wycieczkę rowerową?” Niby nic nie ryzykowałem ale jednak miałem na początku obawy przed zrobieniem pierwszego kroku. „Trudno, raz się żyje! Do odważnych świat należy! Zresztą… przecież nie zapraszam jej na randkę tylko na rower…” Kliknąłem „Napisz wiadomość” 😊
Marta:
Stare powiedzenie mówiące, że miłość przychodzi najczęściej nieszukana potwierdziło się również w naszym przypadku! Umówiliśmy się na czysto koleżeńską, zupełnie niezobowiązującą wycieczkę rowerową a okazało się że poznałam miłość swojego życia! Gdyby nie Heyway to zapewne nigdy byśmy na siebie nie trafili i do końca życia trwali w przekonaniu, że wirtualnie nie da się poznać wartościowej osoby, która zostanie naszą drugą połówką na całe życie.
Pozdrowienia dla twórców Heyway! Dzięki Wam odnalazłam swojego Księcia! 😊 😊 😊
Komentarze są wyłączone.